Chapter 2

[Karman's p.o.v]

Była cisza. Cały dom był cichy, tylko działając na mój niepokój. W sąsiedztwie było cicho i zwykle byłoby tu pełno samochodów jadących ulicą, ludzi będących na zewnątrz cieszących się nocą, ale nie jest tak, jak było.

Nawet pojedynczych cykających świerszczy i sów, które pohukiwały. Jedynym dźwiękiem, który mogłam usłyszeć, było niewielkie wycie wiatru i bicie serca w klatce piersiowej. Moje serce biło bardzo szybko. Myślałam, że dostanę zawału serca.

Moje ciało trzęsło się pod moim okryciem, jakby próbowało się pod nim ukryć. Czułam krople potu spływające po moim czole, kiedy wpatrywałam się w okno. Na zewnątrz panowały totalne ciemności, z wyjątkiem światła księżyca świecącego przez moje rolety, które odlewały na ścianie cień drzewa znajdującego się za moim oknem. Zmusiłam się, by nie patrzeć na to, starałam się zachować spokój.

Bałam się jeszcze bardziej, kiedy myślałam o tym, co stało się wcześniej. Nie mogę przestać myśleć o mężczyźnie, który patrzył na mój dom i sposobie, w jaki mi pomachał, jak on mógł mnie zobaczyć! Mimo, że nie widziałam jego oczu, czułam je patrzące w moje.

Ale to, co mnie najbardziej przeraża to to, dlaczego on patrzył tylko na mój dom? Na mojej ulicy jest pełno domów, dlaczego patrzył tylko na mój? On mógłby być w moim domu właśnie teraz, a ja nie będę o tym wiedziała. Będę nasłuchiwać całą noc, żeby upewnić się, czy nie ma go w moim domu albo nie będzie próbował się do niego dostać.

Nie wiedziałam, że płakałam, dopóki nie poczułam łez spływających po moim policzku na rękę. Szybko wytarłam oczy i pociągnęłam nosem. Natychmiast zakryłam nos i usta, ponieważ nie chciałam zrobić żadnego hałasu.

Było około czwartej nad ranem i nie mogłam spać. Ja i tak nie chcę iść spać. Jeśli poszłabym spać, coś mogłoby się wydarzyć i nie miałabym o tym pojęcia. Wolałabym być obudzona, jeśli coś by się stało, więc dlatego zmuszam się, żeby utrzymać oczy otwarte.

Może mogłabym pójść do domu mojej cioci, znajdującego się na dole ulicy, ale ona prawdopodobnie śpi, a ja nie chcę wyjść na zewnątrz. Zadzwoniłabym do mamy, ale oni powinni być w swoim samolocie, albo może nie byli.

Usiadłam na łóżku i odłączyłam mój telefon z ładowarki, zanim go włączyłam. Czekałam, zanim zaświeci się ekran przed wybraniem mamy w kontaktach i zadzwoniłam. Trzymałam telefon przy uchu i słuchałam dzwonka, tracąc nadzieję, że odpowie za każdą minioną sekundą.

Kiedy usłyszałam jej pocztę głosową rzuciłam mój telefon na łóżko i położyłam się. Zakryłam twarz rękoma i próbowałam powstrzymać szloch. Jest to największe przerażenie w jakim kiedykolwiek byłam w swoim życiu i to przez siebie.

Może mama miała rację. Wiedziała, że stanie się coś złego. Może powinnam pojechać z nią zamiast nalegać, żeby zostać w domu sama lub może powinnam powiedzieć jej, żeby została w domu ze mną, ale nie mogłam tego zrobić. Oni chcieli pojechać na tą wycieczkę od zawsze i nie zamierzałam iść i zniszczyć im tego.

Dyszałam, jak moje ciało podskoczyło, kiedy usłyszałam odgłos pukania. Natychmiast spojrzałam w stronę mojego okna, ale byłam na pierwszym piętrze, nic ani nikt nie może zapukać w nie. To musiało pochodzić z dołu, ponieważ na pierwszym piętrze jest tylko mój pokój i mojego brata.

Zaczepiając nogami o brzeg łóżka, niepewnie wstałam i na palcach przeszłam mój pokój stając przed drzwiami. Otworzyłam je i spojrzałam na korytarz. Wypuściłam powietrze, kiedy nic nie zobaczyłam. Pobiegłam korytarzem do pokoju mojego brata, gdzie podeszłam do jego szafy i chwyciłam metalowy kij baseballowy. Nie była to najlepsza broń, ale przynajmniej było to coś.

Powoli wyszłam z jego pokoju na korytarz, zatrzymując się, gdy dotarłam do schodów. Nie widziałam niczego, było ciemno z wyjątkiem światła świecącego przez okna. Ruszyłam w dół po schodach, przeskakując za każdym razem, gdy skrzypiały pod moimi stopami.

Zatrzymałam się, kiedy usłyszałam ponowne pukanie. To było głośniejsze, wprawiające mnie tylko w większą panikę. Mogę powiedzieć, że jestem coraz bliżej miejsca, skąd pochodzi hałas. Kilka sekund później dotarłam do podnóża schodów. Trzymając kij w pozycji wahadłowej rozejrzałam się na parterze.

Najpierw rozejrzałam się dookoła w salonie zanim rozejrzałam się w kuchni. Wróciłam z powrotem tam, gdzie były schody i pokręciłam głową.

- Karman - powiedziałam sobie. - Jesteś tylko paranoikiem. Słyszysz rzeczy, twój umysł po prostu płata ci figle. Jesteś zmęczona, po prosty potrzebujesz trochę snu i rano wszystko wróci do normy.

To nie był przypadek. Spojrzałam w stronę okna i zobaczyłam czyjeś ręce dociskane do szkła, jakby próbowały szukać przez zasłony. Wciąż stałam z szeroko otwartymi oczami, a moje ciało zostało zamrożone ze strachu.

Postać szła w stronę drzwi, zanim zaczęła taranować coś przed nimi. Rzuciłam kij i najszybciej jak mogłam pobiegłam do najbliższego pokoju, który był na szczęście małą garderobą w pokoju. Zamknęłam drzwi i zakluczyłam je zanim oparłam się o ścianę.

Zjechałam w dół po ścianie, kiedy usłyszałam otwieranie drzwi wejściowych i huk na ścianie, dzięki czemu nasze rodzinne zdjęcie spadło na ziemię i się roztrzaskało. Zakryłam ręką usta, kiedy cichy krzyk je opuści.

Światło w salonie zaświeciło się, dzięki czemu promienie przedzierały się pod spodem drzwi. Słyszałam coś, co brzmiało, jak buty stąpające po twardej, drewnianej podłodze. Drzwi otworzyły się na chwilę przed ich gwałtownym zatrzaśnięciem. Kroki stawały się coraz głośniejsze. Były coraz bliżej i bliżej mnie.

- Kij baseballowy, pieprzony kij baseballowy? To twój wybój broni? Jesteś głupią dziewczyną. Głupią, głupią dziewczyną.

Kształt czyichś stóp zatrzymał się przed drzwiami, zanim zachichotał. Klamka przekręciła się, zanim człowiek westchnął i odszedł od drzwi. Miałam nadzieję, że może poddał się i wyszedł, ale usłyszałam szafki kuchenne. Otwierały się i zamykały.

Słyszałam osobę, która wróciła z powrotem do miejsca, gdzie była, zanim zaczęła uderzać czymś w klamkę. To spadło na podłogę sprawiając, że niespodziewanie podskoczyłam. Człowiek pochylił się i spojrzał przez drzwi, gdzie była klamka i zachichotał, zanim pchnął drzwi, które się otwarły.

Nie mogłam wyraźnie zobaczyć jego twarzy lub kim był, bo mógłby mnie zobaczyć. Podszedł do mnie i zniżył się do poziomu moich oczu. Wziął mój podbródek między kciuk, a palec wskazujący, żebym na niego spojrzała.

- Proszę, nie rób mi krzywdy. Proszę, nie rób mi krzywdy - wyszeptałam płacząc, kiedy zwiększył nacisk na podbródku.

- Nie martw się mała, nie zamierzam cię skrzywdzić... Jeszcze.


Dziękuję za wszystkie miłe komentarze pod wstępem i pierwszym rozdziałem :) Cieszę się, że podoba wam się to tłumaczenie :D Mi też się ono bardzo podoba :D Został także poruszony temat szablonu. Jedna dziewczyna napisała, że mam go zmienić, ponieważ nie za bardzo oddaje wspaniałość tego bloga. Cieszę się, że piszecie mi takie rzeczy :) Ten blog jest dla was i jeśli chcecie, abym coś zmieniła - napiszcie mi to :) Szablo będzie dodany jak zacznie się rok szkolny, ponieważ rodzice ograniczyli mi dostęp do internetu do minimum, więc nie mam kiedy go zrobić :D Ale obiecuję, że postaram się was zadowolić :D

5 komentarzy:

  1. Nie mogę się doczekać czwartku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak. Zgadzam się z komentarzem powyżej. Ja też nie mogę doczekać się czwartku. <3
    Serce wali mi jak oszalałe. "Jeszcze". Co to, do cholery, znaczy?!
    Masakra! :O Genialne po prostu to tłumaczenie. I całe to opowiadanie. Ogromne szacun dla autorki. No i dla tłumaczki, która musiała włożyć spory kawał pracy. ;)
    Pozdrawiam i idę... ochłonąć. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Nominowałam Cię do Liebster Award. :)
      http://impassivity-fanfiction.blogspot.com/p/liebster-awards.html

      Usuń
  3. Ja chcę więcej! Jestem tak cholernie ciekawa, co będzie dalej, że aż mnie od środka rozsadza! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajebisty!!!!!!!!!!!!! Dawaj szybko Next <33333

    OdpowiedzUsuń