[Harry's p.o.v]
- Jezus, Karman, patrz gdzie jedziesz!
- Nie mogę, kiedy na mnie krzyczysz! - warknęła. - Z resztą nie mam pojęcia dlaczego chciałeś, żebym prowadziła, jestem strasznym kierowcą. Każdy to wie. Byłeś zbyt głupi, żeby nawet o ty pomyśleć. Od kiedy ponoć od lat mnie obserwowałeś, powinieneś wiedzieć, że nie potrafię prowadzić.
- Wiesz, że nadal mam zapałki - powiedziałem jej. - Wciąż mogę postawić cię w ogniu.
- Dlaczego miałbyś to zrobić?
- Nazwałaś mnie głupim.
- Taa, ponieważ jesteś - powiedziała. - Po prostu mnie okłamujesz.
- Na temat czego skłamałem?
- Powiedziałeś, że nadal możesz postawić mnie w ogniu, ale nie mógłbyś tego zrobić, bo jesteśmy w samochodzie.
- Wciąż mogę to zrobić - wzruszyłem ramionami. - Byłabyś martwa i ja byłbym ewentualnie, więc to nie byłaby wielka sprawa. Tak czy inaczej, wkrótce będziesz martwa i to nie byłaby wielka sprawa, jeśli ja też bym umarł.
- Co ty mówisz?
- Zamierzam się zabić po tym, jak zabiję ciebie. Zresztą skończyłem już z życiem.
- Harry-
- Nie - uciszył ją. - Ta rozmowa tutaj się kończy, po prostu skup się na jeździe. Nie potrzebujemy rozbić się na czymś głupim.
Siedziała cicho resztę drogi do domu, z czego byłem zadowolony. Ona nie mogła prowadzić, z tym się z nią zgodzę, ale nic jej nie powiedziałem. Już była dość nerwowa. Kiedy tylko wróciliśmy do domu, zaparkowała samochód i wyszła, idąc do drzwi wejściowych nic nie mówiąc.
- Dom jest zamknięty - jęknęła. - Zapomniałam z kluczy z domu.
- Tutaj - powiedziałem, podchodząc do niej i wręczając jej klucz do jej mieszkania.
- Skąd je wziąłeś?
- Wziąłem je dawno temu - wzruszyłem ramionami. - Były pod twoją wycieraczką, pewnego dnia widziałem jak je tam kładłaś.
Spojrzała na mnie i odwróciła się w stronę drzwi, odblokowując je. Weszła i prawie zatrzasnęła drzwi na mojej twarzy, ale złapałem je, zanim mogły mnie uderzyć. Zamknąłem za sobą drzwi i odwróciłem się, nie spodziewając się zobaczyć małego szklanego wazonu rzuconego we mnie. Uderzył mnie w głowę i natychmiast macając się po czole, czując rozcięcie i krew.
- Karman, co do cholery?!
- Dokładnie wiesz, dlaczego to zrobiłam.
- Nie, nie wiem, ale możesz mi wyjaśnić.
- Właśnie oglądałam, jak kogoś paliłeś - zadrwiła. - Jesteś wstrętny-
- On zasłużył, żeby zostać spalonym i nie obchodzi mnie twoje zdanie, to nie ma znaczenia. Wiem, że jestem wstrętny, ale czy ty naprawdę musisz mi to mówić?
- Tak, ponieważ potrzebujesz wiedzieć, jaki jesteś wstrętny.
- Zamknij się.
- Po prostu wyjdź! - krzyknęła, wskazując drzwi. - Odejdź. Po prostu ode mnie odejdź. Potrzebuję trochę przestrzeni, a ty potrzebujesz trochę czasu, żeby przemyśleć to, co zrobiłeś.
- Traktujesz mnie jak dziecko. To jest tak, jakbyś stawiała mnie w przekroczonym limicie czasowym.
- Taa, dobrze, potrzebujesz dużo czasu, jeśli stawiasz to w ten sposób - powiedziała. - Teraz wyjdź. Nie obchodzi mnie to, jeśli nie chcesz wracać, mam nadzieję, że nigdy więcej cię nie zobaczę.
Poczułem ból, kiedy się odwróciłem i wyszedłem z domu. Tak prędko, jak byłem na zewnątrz, zamknęła drzwi z trzaskiem i mogłem usłyszeć, jak blokuje obydwa zamki. Westchnąłem i spojrzałem w górę na niebo, oglądając jęczmień widocznych gwiazd. Był wczesny ranek i nie podobało mi się to. Lubię być na zewnątrz w nocy, ponieważ jeśli ktoś mnie zobaczy, nie będzie zdolny mnie tak łatwo zidentyfikować, jak mógłby w ciągu dnia.
Rzeczywiście się cieszyłem, ale nie trwało to długo. Patrzyłem, jak samochód jedzie w dół drogi i zatrzymuje się przed znajomym domem, zanim wyszła z niego kobieta. Otwarła tylne drzwi i rozpięła swoje dziecko z jego fotelika. Podeszła do domu i weszła do środka zamykając drzwi.
Drzwi otwarły się nie minutę później po krwawym krzyku wypełniającym powietrze. Kobieta wybiegła z dzieckiem na rękach krzycząc i płacząc. Rozejrzała się dookoła, dopóki mnie nie dostrzegła i rzuciła się w moją stronę chwytając moje ręce.
- Proszę, musisz mi pomóc - spłakała, szarpiąc mnie w stronę jej domu. - Mój mąż, nie ma go!
Nic nie powiedziałem, tylko pozwoliłem wlec mnie do jej domu. Wpatrywała się w kanapę z przerażeniem płacząc, kiedy patrzyła wszędzie na całą krew. Nigdy nie myślałem o tym, kiedy jego żona i dziecko wrócą do domu i nie byłem na to przygotowany.
- Ktoś go zabił, prawda?
- Tak - przytaknąłem. - Przepraszam, nie chciałem, aby-
- Zabiłeś go? - cicho dyszała. - Dlaczego?!
- Nie wiem. Nie miałem tego na myśli, nie miałam tego na myśli - powtarzałem. - Nie miałem tego na myśli. Proszę, uwierz mi, nie miałem tego na myśli.
Wpatrywała się we mnie zanim jej oddech zaczął odzyskiwać siły. Zdjęła torbę na akcesoria ze swojego ramienia i chwiejnie mi ją podała. Nie rozumiałem, co ona robiła, dopóki nie wręczyła mi płaczącego dziecka, które tylko płakało głośniej, kiedy je trzymałem.
- Co ty robisz?
- Nie mogę żyć bez mojego męża - wyszeptała, całując swoje dziecko w czoło. - Nie mogę. On był dla mnie wszystkim, a teraz odszedł. Proszę, weź moje dziecko i uciekaj, już zadzwoniłam po policje w drodze tutaj, ponieważ wiedziałam, że coś jej nie tak, kiedy nie odpowiadał na moje telefony.
- Nie mogę wziąć twojego syna-
- Proszę, musisz - błagała całując jeszcze raz swoje dziecko, zanim do niego wyszeptała. - Mamusia cię kocha, dobrze? Nie zapomnij o tym, synku. Tatuś też cię kochał, nawet jeśli nie mówił tego zbyt często. Zobaczysz mamusię i tatusia ponownie, miejmy nadzieję, że za niedługo.
Podniosła nóż, który leżał na stoliku do kawy i przyłożyła go sobie do szyi. Moje oczy się rozszerzyły.
- Proszę pani, proszę odłożyć ten nóż. Nie możesz tego zrobić, twój syn cię potrzebuje.
Zamknęła oczy i zablokowała mój głos, zanim podcięła sobie kark. Opadła na podłogę, kałuża krwi niemal natychmiast otoczyła dookoła jej głowę. Opadłem na kolana i próbowałem nią potrząsnąć, ale to nic nie dało, ona już odeszła.
- Proszę pani? - wyszeptałem. - Zajmę się twoim synem, spróbuję. Znajdę kogoś, kto go przypilnuje.
Jej syn zaczął strasznie płakać, kiedy złapał jej bluzkę. Odciągnąłem go od niej, kiedy usłyszałem syreny policyjne zbliżające się w stronę domu. Wstałem i pobiegłem w stronę frontowych drzwi, widząc czerwone i niebieskie migające światła w oddali.
- Cholera, musimy iść - powiedziałem do siebie, zbiegając z werandy i okrążyłem dom, idąc prosto do lasu.
Rozdział chciałam dodać już wczoraj, ale byłam zbyt padnięta, żeby go dokończyć, więc prawdopodobnie dzisiaj pojawi się jeszcze jeden, ale to już myślę, że bardziej w godzinach wieczornych :)
Ps. Jesteśmy już w 1/4 "Maniaca" xD
Tak bardzo kocham to ff !!!
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział ! <3
Jeeju, ile się dzieje. Boski rozdział!!:) i czekam na kolejny, skoro jeszcze ma się pojawić XD
OdpowiedzUsuńJezu!! Ciekwae dlaczego zabolało go jak Karman wyrzuciła go z domu :) Next <333
OdpowiedzUsuńCiekawe co zrobi z tym dzieckiem.
OdpowiedzUsuńO masakra, ale się dzieje :o
OdpowiedzUsuńNadal nie jestem w stanie pojąć, jak Harry mógł tak łatwo odpuścić, że Karman wyrzuciła go z domu, a on od tak po prostu sobie odszedł? Cóż muszę przyznać, że jestem w totalnym szoku.
I w dodatku ta sytuacja z dzieckiem.. Nie no, co tu się dzieje :D
Ciekawe co teraz zrobi z tym małym chłopczykiem? Może wróci z nim do Karman i coś wymyślą, ale błagam Harry miej przynajmniej trochę serca i nie krzywdź go c:
Czekam na kolejny :)