[Karman's p.o.v]
Zanim wiedziałam kim był, założył mi opaskę na oczy. Poczułam, jak jego ręce z grubsza chwytają moje biodra, zanim zostałam podniesiona i przerzucona przez jego ramię. Wbijałam pięści w jego plecy, kiedy krzyczałam z nadzieją, że ktokolwiek mnie usłyszy.
- Zamknij się! - warknął.
Zostałam dość mocno rzucona na kanapę. Kiedy słyszałam, jak siada na fotelu stojącego przed kanapą, sama usiadłam. Mogłam poczuć na sobie jego wzrok, nawet jeśli go nie widziałam. Z miejsca, w którym siedziałam mogłam usłyszeć jego równy oddech, sprawiający, że włosy na moim karku stanęły. To nie był normalny równomierny oddech. Ten był głośny i brzmiał prawie tak, jakby był zły.
Moje ciało myślało szybciej, niż mój umysł. Następną rzeczą, którą zrobiłam było wstanie z kanapy i ucieczka gdziekolwiek. Biegłam, aż poczułam, że moje ręce uderzają w ścianę. Usłyszałam, jak wstał z kanapy.
Poczułam zimne powietrze na mojej skórze i wiedziałam, że jestem już przy drzwiach, ale nadzieje, że ucieknę szybko wygasły, kiedy poczułam, że próbuje wciągnąć mnie z powrotem do domu. Moje ręce trzymały ramę drzwi, kiedy chwycił mnie za nogi i wciągnął z powrotem, ale ja ciasno trzymałam ucisk na drzwiach.
- Pomocy! - krzyczałam. Słuchałam echa niosącego się przez ulice. - Niech ktoś mi pomoże, proszę! Zadzwońcie na 999!
Moje ciało zostało oderwane od drzwi i podniesione. Jeszcze raz rzucił mnie na kanapę, zanim odszedł i zaklął do siebie. Zatrzasnął drzwi sprawiając, że się zlękłam, nawet nie próbował być cicho, widocznie nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, że tutaj był.
Następnie usłyszałam, jak coś ponownie zaczęło spadać na podłogę, kiedy burknął.To musiało być coś ciężkiego, ponieważ zajęło mu minutę, żeby to podnieść. To uderzyło w drzwi. Użyłam zdrowego rozsądku i wstałam z myślą, że zamknął drzwi.
Nadepnął mnie i trzy razy spoliczkował.
- Czy ty jesteś głupia? Masz pomieszane w głowie, skoro chcesz krzyczeć do kogoś o pomoc? Nie masz tylko pomieszane w głowie. Powiem ci coś. Jesteś szczęściarą, że nie dostałaś się do mojej złej strony.
- Co masz na myśli? - spytałam go, moja ręka uniosła się, aby potrzeć piekący policzek.
- Co mam na myśli o czym?
- Powiedziałeś, masz nie tylko pomieszane w głowie. Co masz na myśli?
Był cicho przez minutę, zanim warknął.
- Nie muszę się tłumaczyć, co teraz robię? Nie zadawaj pytań. Dla twojego dobra, tylko nie zadawaj pytań.
Gryzłam wewnętrzną część policzka, kiedy milion myśli przechodziło mi przez głowę. Słuchałam, jak nucił losową melodię, kiedy lekko pukał nogą o podłogę. Jego palec delikatnie podrapał skórę na kanapie w niemal szyderczy sposób. Za dużo rzeczy działo sie w mojej głowie, więc nie mogłam wszystkiego dusić w sobie.
- Kim jesteś? - zapytałam.
- Mówiłem ci, żadnych pytań - warknął, zanim westchnął. - Czuję, że nie przestaniesz pytać, dopóki nie odpowiem na twoje pytania, mam rację?
Skinęłam.
- Więc, kim jesteś?
- Nie słyszałaś? Nigdy nie oglądasz telewizji?
- Czasami oglądam, tylko ostatnio niewiele... a dlaczego?
- Głupia dziewczyna. Mogłabyś wiedzieć, kim jestem, jeśli tylko oglądałabyś telewizję przez minutę. To wszystko jest na każdej stacji informacyjnej - zachichotał i usiadł z powrotem na kanapie.
- Co jest na każdej stacji informacyjnej? - zapytałam.
- Naprawdę chcesz, żebym ci powiedział?
Skinęłam.
- Tak.
Westchnął, zanim zaczął mówić.
- Jestem maniakiem, który uciekł z cholernego wariatkowa.
- Szpitala psychiatrycznego?
- Tak - zaśmiał się. - Powiedziałaś, że chciałaś, żebym ci powiedział.
Usiadłam wyprostowana na fotelu. W moim domu był ktoś, kto uciekł z psychiatryka. Szpital psychiatryczny. Z każdego miejsca na świecie musiał uciec ze szpitala psychiatrycznego. Czy to oznacza, że był niebezpieczny? On może mnie zranić lub co gorsza, zabić mnie w każdej chwili, prawdopodobnie, jeśli by chciał.
Jeśli próbowałby czegoś, wolałabym być zalana. Nie mogę niczego zobaczyć i jeśli będę się starała uciekać, to on mnie złapie i postąpi gorzej, niż rzucenie mnie na kanapę i kilkakrotne uderzenie w twarz. Już wiedziałam, że był silniejszy przy okazji odciągania mnie od drzwi. Mimo, że jestem małą, chudą dziewczyną, mam trochę mięśni i jestem dość silna, więc jeśli mógł mnie odciągnąć, musi być naprawdę silny.
Pytanie w mojej głowie brzmiało, jak on w ogóle uciekł z tego miejsca. Nie mają wszędzie mnóstwa strażników oglądających pacjentów i ludzi, którzy tam pracują? Jak temu facetowi siedzącemu na mojej kanapie udało się wyjść na wolność?
Większość pacjentów w przytułkach nosi proste marynarki, co wprowadza mnie w błąd, czemu on nie miał jednej na sobie. Nie byłabym w stanie zobaczyć jego ręki na oknie, jeśli miałby jedną i nie byłby w stanie dostać się do domu.
- O czym myślisz? - zapytał nagle. - Mamrotałaś do siebie przez kilka minut i teraz jestem pewien, wiem, o czym myślałaś. Co jest w twoim pięknym, durnym, małym umyśle, Karman?
- Skąd znasz moje imię?
- Dlaczego miałbym go nie znać? - zachichotał, śmiał się po cichu do siebie samego. - Masz ładne, niedługie imię, myślę, że powinienem je znać.
- Skoro byłeś zamknięty w szpitalu, jak mogłeś poznać moje imię?
Czekałam na odpowiedź, ale jej nie otrzymałam. Siedziałam i wsłuchiwałam się w jego obecny głęboki oddech, kiedy zacisnął zęby. Usłyszałam, że wstał z kanapy, zanim zaczął chodzić dookoła salonu.
- Cholera, odpowiedz na moje pytanie!
Odgłos jego kroków się zatrzymał. Następną rzeczą, którą usłyszałam, był odgłos tłuczonego szkła, następnie podeptanego przez niego na drewnianej podłodze.
- Nie podnoś na mnie głosu. Jeśli jest jedna rzecz, której nie będziesz nigdy robić, nigdy nie podnoś na mnie głosu, ani nie krzycz. Czy to jest jasne? Powiedziałem, czy to jest jasne?!
Szybko skinęłam głową i podciągnęłam kolana do brody, kiedy kontynuował mówienie.
- Mam nadzieję, że cholernie dobrze rozumiesz. Krzyczano na mnie całe moje życie i nie potrzebuję teraz jeszcze twoich wrzasków skierowanych w moją stronę.
- Przepraszam, że na ciebie krzyczałam - przeprosiłam szepcząc. - Ale czy mógłbyś odpowiedzieć na moje pytanie? Proszę?
- Obserwowałem cię, to dlatego znam twoje imię - odpowiedział zaczynając znów chodzić po pokoju.
- Nie rozumiem...
- Co cię myli, dziewczynko?
- Ja nie znam twojego imienia.
- Harry. Mam na imię Harry.
Skinęłam głową.
- Okej, Harry. Nie rozumiem, jak mogłeś mnie obserwować. Byłeś zamknięty w tym... tym szpitalu przez nie wiem jak długi okres czasu. Jak to możliwe, że mnie obserwowałeś?
- To nie jest pierwszy raz, kiedy uciekłem - westchnął. - Uwolniłem się z tamtego miejsca, nawet nie wiem ile razy.
- Nadal nie wiem, skąd znacz moje imię.
- Nie pozwoliłaś mi skończyć.
- Przepraszam - wyszeptałam. - Proszę, kontunuuj.
- Za każdym razem, kiedy uciekałem, zawsze cię obserwowałem. To nie miało znaczenia, jeśli byłaś z przyjaciółmi albo rodziną. Zawsze cię obserwowałem. Śledziłem cię, kiedy wracałaś do domu ze szkoły. W ten sposób dowiedziałem się, gdzie mieszkasz.
- Śledziłeś mnie, kiedy wracałam ze szkoły? - zapytałam, lekko się za jąkałam. - Ale ja wracam ze szkoły blisko trzy lata. Wiedziałeś, gdzie mieszkam przez tak długo?
- Nie, dłużej, niż to - wymamrotał.
- Zatem jak długo?
- Nie wiem, kilka lat. Mogłem mieć piętnaście lat, kiedy zacząłem cię obserwować, a teraz mam dwadzieścia, więc przez około pięć lat.
Moje oczy rozszerzyły się za opaską, kiedy małe westchnienie opuściło moje usta. On tak długo wiedział, gdzie mieszkam, a ja nawet nie miałam o tym pojęcia. Nigdy nie zauważyłam, żeby ktoś mnie śledził, mimo, że to było kilka lat temu. Pokręciłam głową i przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, kiedy potrząsnęłam lekko głową.
- Nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie - powiedziałam mu. - Nigdy nie powiedziałeś mi, skąd znasz moje imię.
Wypuścił powietrze.
- Zawsze wiedziałem, jak się nazywasz. Słyszałem, jak twoja mama je mówiła, kiedy byłem w twoim pokoju. Powiedziała to jeden raz, kiedy w nim byłem.
- Byłeś w moim pokoju? - przerwałam mu.
- Tak, wiele razy. Zawsze chowałem się w szafie lub pod łóżkiem.
Tylko skinęłam i pozwoliłam głowie opaść na moje ręce. On pewnie wie o mnie wszystko, a ja nie wiem o nim nic, poza tym, że był w szpitalu psychiatrycznym i ma na imię Harry. Mógł kłamać, tylko w przypadku, że zamierza być znowu złapany.
- Masz jeszcze jakieś pytania?
- Jak uciekłeś? - zapytałam, kiedy bawiłam się palcem.
- Jeden ze strażników popełnił błąd, otwierając drzwi mojego pokoju i odwracając się do mnie tyłem.
- Czy... Czy ty go zabiłeś?
- Tak. To nie była straszna śmierć. To było szybkie i łatwe - zaśmiał się.
- Co mu zrobiłeś?
- Podciąłem mu gardło - powiedział, jakby to było nic. - Ale teraz, kiedy wiesz o tym wszystko...
Przeciągnął ostatnie zdanie, kiedy podszedł do mnie. Wstałam i byłam gotowa do ponownej ucieczki, ale zanim wykonałam ruch, poczułam ubranie przykładane do mojego nosa i ust. Zaśmiał się, kiedy mój widok zrobił się czarny, zanim upadłam tracąc przytomność.
Zajebisty!!!!!!! Dawaj next <333
OdpowiedzUsuńTo niesamowite, jak działa na mnie to opowiadanie. Znowu praktycznie cały czas wstrzymywałam oddech. Ja... po prostu nie wierzę. Obserwował ją... tak długo. Ale właściwie dlaczego? Okay, jest chory psychicznie, to pytanie nie ma najmniejszego sensu. :/ Czy on ma zamiar zrobić jej jakąś krzywdę? :O Proszę, nie. Ja również chyba po prostu bym uciekała. Może by mnie zabił, ale przynajmniej bym próbowała.
OdpowiedzUsuńTen rozdział to... ogromne zaskoczenie. Chcę wiedzieć, co będzie dalej! Pozostaje tylko czekać do poniedziałku. :)
Pozdrawiam. ♥
OOMOMOMO kocham!!! Czekam na następny! <3
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LA więcej informacji tu :
OdpowiedzUsuńhttps://nina-barbara-taissa.blogspot.com/